Connect with us

Poradnik

Po pandemii problem nastoletniej przemocy w social mediach nasilił się. Czy w Kole również?

Opublikowano

dnia

Dwa lata pandemii zmieniły relacje w świecie młodych. Często skazani byli na kontakt w grupie rówieśniczej poprzez social media. Niektórzy dzięki temu wykreowali „ja” idealne, które nijak nie przystaje do „ja” realnego. Chcą teraz utrzymać fałszywą popularność zdobytą w lajkach. Najłatwiej to zrobić, szukając kozła ofiarnego i wykluczając go z grupy. Do gabinetów psychologów i psychiatrów zgłaszają się ofiary tego typu nękania.

Z problemem cyberprzemocy mierzy się dziś wiele dorastających dzieci, które półtora roku przesiedziały przed komputerami. W mediach społecznościowych posługują się specyficznym językiem, którego dorośli często nie rozumieją. To język brutalny, nakierowany na konkretne osoby. Przenosi się on do szkół. A dorośli są wobec niego bezradni – nie rozumieją nowej formy nękania. Często uważają, że wręcz nic się nie dzieje. Nie dostrzegają niuansów, które bez problemu wychwytuje ofiara internetowego hejtu. Półtora roku nauki zdalnej to zjawisko wzmocniło.

Wychowawcy często sprawę bagatelizują. Trudno złapać prowodyra hejtu, bo ten często zmienia się. To, zdaniem Agnieszki Jastrzębskiej, psychologa, innowatorki edukacyjnej, po pandemii prawdziwy problem social mediów.

Fałszywa popularność z Instagrama i innych social mediów podbudowana wieloma lajkami czasem nie utrzymuje się w realnym życiu, więc trzeba ją jakoś odbudować. Niestety, bywa że kosztem jednej osoby.

„Popularność w >>realu<< najłatwiej znaleźć poprzez wskazanie kozła ofiarnego. Tak wygląda nowa forma nękania: jedna osoba kontra grupa. W >>realu<< pojawia się izolowanie >>kozła<<, grymasy. Trwa to zazwyczaj wystarczająco długo, żeby >>kozioł<< trafił w stanie rozpaczy do psychologa bądź psychiatry” – tłumaczy Agnieszka Jastrzębska.

Wyłączenie się z social mediów może nic nie dać. Jeśli nękana osoba nie uczestniczy w danej społeczności, i tak poczuje za swoimi plecami prześladowców; memy, zrobione z ukrycia zdjęcia, uśmiechy, komentarze. Czuje wzrok, szeptanie.

Nieustanny pręgierz porównywania się

Nawet jeśli nie dochodzi do hejtu, nieprawidłowe korzystanie z social mediów stanowi ryzyko dla pewnej grupy szczególnie wrażliwych osób, które śledzą influencerki, ale i swoje koleżanki na przykład na Instagramie. Zdaniem Jastrzębskiej właśnie to medium jest narzędziem doskonałym jeśli chodzi budowanie fałszywej popularności, fałszywego i idealnego „ja”.

Obserwator takiego „budowniczego” może czuć się coraz mniej wartościowy, bo widzi np. nieosiągalne standardy piękna. W gabinecie psycholożka przyjmuje dziewczyny, które nie mogą się „pochwalić” popularnością z Instagramu, a w związku z tym budują fałszywe, zaniżone zdanie na swój temat. Pojawia się anhedonia – niemożność odczuwania radości, przewlekły smutek, bo przecież koleżanka na Instagramie jest taka radosna, taka piękna, ma tak cudowne usta, „ja nigdy taka nie będę”. „Niewystarczająca” – to słowo, które Jastrzębska najczęściej słyszy w swoim gabinecie. Można przetłumaczyć: „ciągle porównująca się do zniekształconych standardów”.

Szkoła zaś nie uczy kultury mediów społecznościowych, zaś wielu uczniów nie rozróżnia, co jest prawdą, a co życiem online.

Social media są dla ludzi, ale korzystajmy z nich z głową

„Wszystko jest dla ludzi, ale ze wszystkiego trzeba korzystać z głową. Instagram, Tik Tok są dla rodziców wygodne, bo dziecko bierze telefon do ręki i mają je z głowy. Usprawiedliwiają ten brak czasu dla dziecka koniecznością zarabiania pieniędzy, bo przecież recesja, bo teraz pomagamy Ukraińcom. Dzieci z łatwością wchodzą w świat wirtualny, ale takie puszczenie samopas zawsze źle się kończy. Media społecznościowe to nie samo zło, teraz dzięki nim pomagamy uchodźcom” – zastrzega dr Ewa Jarczewska-Gerc, adiunkt na Wydziale Psychologii Uniwersytetu SWPS, psycholog społeczny, trener biznesu.

Zwraca uwagę, że pod koniec lat dziewięćdziesiątych XX w. podobną rolę, jak popularne teraz wśród młodzieży media społecznościowe, pełniły kolorowe magazyny wydawane na lakierowanym papierze, z okładkami, na których były wyretuszowane zdjęcia gwiazd. Zasięg tych pism był jednak nieporównywalnie mniejszy niż zasięg współczesnych mediów społecznościowych, choć i wtedy powstawały prace naukowe na temat negatywnego wpływu wizerunku idealnych ciał na psychikę młodych.

„Dziś nie tylko dziewczynki, również chłopcy mają problemy z akceptacją własnego ciała, bo nie rozumieją, że świat Instagrama jest w większości >>fejkiem<<” – podsumowuje dr Jarczewska – Gerc.

Jej zdaniem, tylko budując z dziećmi prawdziwą więź, budując ich poczucie wartości, sprawczości, rozwijając ich talenty, możemy walczyć z nieprawdziwym światem współczesnych mediów społecznościowych. Same w sobie nie są złem. Złe jest to, w jakim celu są wykorzystywane.

„Gdybyśmy wspierali młodych skutecznie w dążeniu do wartości, byciu współczującym, dobrym człowiekiem, mieli dla nich czas, mówili, że to wiedza jest fajna, a nie grymas na zdjęciu wrzuconym na Instagram, byłoby lepiej. Oczywiście, bez fałszywego przesłania, że wygląd nie jest ważny, bo to nieprawda” – radzi dr Ewa Jarczewska – Gerc.

Podkreśla, że trzeba aktywizować dzieci.

„Pójdźcie razem na spacer, porozmawiajcie, pobiegajcie wspólnie, przekierujcie uwagę młodych na rozwój intelektualny. Tłumaczcie, że nie można uzależniać się od opinii innych na własny temat” – mówi.

Prawdziwe więzi buduje się w realu

„Każdy człowiek potrzebuje więzi i poczucia przynależności. Takie umiejętności nabywa się od wczesnego dzieciństwa. Pierwotna więź z matką, opiekunem, daje podstawę do budowania prawidłowych relacji z innymi ludźmi. Do prawidłowego funkcjonowania potrzebujemy kontaktów w realnym życiu. Żeby budować więzi, potrzebna jest wymiana bliskości. Ważny jest kontakt wzrokowy, emocje, informacja zwrotna, jak jesteśmy odbierani. To nas prawdziwie rozwija. Tylko w naturalnym środowisku jesteśmy w stanie budować relacje” – podkreśla dr Jolanta Paruszkiewicz, lekarz pediatra, psychiatra dzieci i młodzieży z Centrum Medycznego Salus Pro Domo, wieloletnia ordynator Oddziału Psychiatrii Dziecięcej w Józefowie.

Tymczasem świat online to szybkie, krótkie komunikaty, często podlane krytyką.

„Dziecko, im wcześniej korzysta z mediów, które często zastępują zabawę z rówieśnikami i ograniczają bezpośredni kontakt (a to ma znaczenie w rozwijaniu wspólnych zainteresowań), tym trudniej w dalszym rozwoju uwewnętrznia poczucie własnej wartości, trudniej rozwija umiejętności współpracy, uwewnętrznia poczucie wpływu, znaczenia wśród rówieśników. Dziecko, a potem młody człowiek czuje się wyobcowane, nie ma poczucia przynależności do grupy. To prosta droga do samotności z powodu wykluczenia. Rodzi się depresja, lęk, również z powodu niemożności odnalezienia się we współpracy – mówi lekarka.

Wspólną cechą młodych korzystających nadmiernie z mediów społecznościowych jest poczucie bezradności i braku przynależności do grupy. Dopóki są w grupie społecznościowej, jakoś funkcjonują. Gdy zaczyna się wykluczenie, nie wiedzą, co się dzieje na Instagramie czy na innej grupie, zaczyna się rozpacz. A jak by tego było mało, wiele dzieci ma mało okazji, by budować rówieśnicze więzi w realnym świecie – są wożone do szkoły i z jednych dodatkowych zajęć na kolejne. Na normalne życie może nie starczać czasu. Trudno, żeby w takich warunkach miały poczucie przynależności do grupy czy wpływu na relacje.

Szkoła to dla młodzieży bardzo istotne miejsce. Psychologowie podkreślają, że świadomi nauczyciele powinni pracować nad stworzeniem autentycznej społeczności klasowej i grup, w których odbywać się będzie wymiana zainteresowań, uzdolnień. Na początek wystarczyłaby rozmowa na temat problemów młodych, jak sobie z nimi radzić, jakie dzieci mają propozycje, pomysły na pomaganie sobie wzajemnie, dlaczego pomaganie jest ważne itp.

Jednak nauczyciele muszą gonić z programem, na nic nie mają czasu. Nie ma jednak wątpliwości, że w tak skomplikowanej rzeczywistości, po dwóch latach nauki zdalnej, a zaraz potem wojnie za miedzą, treningi umiejętności społecznych powinny stać się standardem w każdej szkole.

Źródło informacji: Serwis Zdrowie

Kontynuuj czytanie
Reklama
Kliknij, aby skomentować

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poradnik

Jak poznać, że sport zamiast pomagać, szkodzi

Opublikowano

dnia

Dodane przez

W miejsce popularnego „sport to zdrowie” ortopedzi na podstawie swoich doświadczeń w gabinetach ukuli inne powiedzenie, które sprawdza im się w gabinetach: „przez sport do kalectwa”. Rozwojowi rozmaitych urazów służą szkodliwe mity, jak choćby ten, że podczas ćwiczeń powinno boleć. Dowiedz się więcej.

Sport uprawiany wyczynowo bardzo często polega na eksploatowaniu organizmu do granic jego możliwości, a często wręcz poza jego możliwości. I nawet jeśli w trakcie sportowych aktywności uda się uniknąć poważniejszej kontuzji, to często w późniejszym okresie, już po zakończeniu kariery sportowcowi zdarzają sytuacje, które prowadzą do mniejszego bądź większego upośledzenia funkcji ruchu.

Wiele lat temu w JAMA opisane zostały przez naukowców pod kierunkiem UM Kujala rezultaty aż 21-letniej obserwacji ponad 2 tysięcy sportowców fińskich reprezentacji oraz grupy kontrolnej spoza wyczynowego sportu. Zbadane zostały m.in. wskaźniki opieki szpitalnej po zakończeniu kariery zawodowej. Okazało się, że ryzyko hospitalizacji z powodu zaburzeń układu mięśniowo-szkieletowego było wyższe niż w grupie kontrolnej dobranej wiekowo. Najprawdopodobniej można to w pewnym stopniu wytłumaczyć zwiększonym ryzykiem choroby zwyrodnieniowej stawów wśród byłych elitarnych sportowców, co wykazano w badaniach szwedzkich piłkarzy.

Inne powszechnie występujące urazy, takie jak zmiany przeciążeniowe zapalne ścięgien czy urazy mięśni mogą negatywnie wpłynąć, a w krańcowych przypadkach zakończyć karierę, chociaż z reguły nie prowadzą do niepełnosprawności po zakończeniu kariery zawodowej.

„Sport wyczynowy najczęściej rozpoczynamy uprawiać bardzo wcześnie, mając 4-6 lat i trenujemy co najmniej do trzydziestki. Jeśli robimy na wysokim poziomie, to nawet jeżeli organizm jest zaadaptowany do wysiłku, codziennie doprowadzamy go do granicy możliwości” – tłumaczy ortopeda dr Jarosław Feluś.

Ale nie trzeba uprawiać sportu wyczynowo, by nadmiernie eksploatować organizm. Badania skandynawskie przeprowadzone w latach 90-tych na obszarze zamieszkałym przez ponad 41 000 osób dowodzą, że urazy sportowe stanowiły 10 do 19 proc. wszystkich ostrych urazów obserwowanych na izbie przyjęć.

Jak poznać, że sport przestaje być dla nas zdrowy?

„Aktywność sportowa nie powinna boleć. A gdy jesteśmy >>nierozćwiczeni<< tak się dzieje. W niezaadaptowanym do wysiłku organizmie przeciążone mięśnie pracują na metabolizmie beztlenowym, który dużo bardziej obniża pH organizmu, czyli zakwasza go – skutki tego odczuwamy najczęściej następnego dnia, fundując sobie znane wszystkim zakwasy” – tłumaczy specjalista.

Zakwasy zaś nie są dobre. Boleć mogą nie tylko mięśnie – jeśli nadmiernie je obciążamy bolą także przyczepy mięśniowe, torebki stawowe, stawy, które także należy wdrażać stopniowo do wysiłku – w przeciwnym razie nie będą odpowiednio elastyczne, nawodnione i ukrwione.

Nie tylko zakwasy

Jeśli jesteśmy wytrenowani, aktywność fizyczna nie powinna boleć. Jeśli tak się dzieje, to znaczy, że mogło dojść do przeciążenia. I wcale nie chodzi o pojedyncze zdarzenie na jednym treningu, a coś o wiele bardziej podstępnego.

„To niekoniecznie zdarzenie, które jesteśmy w stanie zdefiniować, może być to uraz, który wynika z powtarzających się mikrourazów sumarycznie przekraczających możliwości adaptacyjne organizmu. Bo na przykład ćwiczeń było za dużo, tworzy się stan zapalny, zaczyna nas boleć przyczep mięśnia, który naraziliśmy na nadmierny wysiłek i dochodzi do mikrouszkodzeń, które podczas kolejnych treningów się pogłębiają. Ból w trakcie treningu lub po nim zawsze powinien być dla nas sygnałem ostrzegawczym” – mówi ortopeda.

Najgorsze jest to, że można… nie zauważyć tego, iż doszło do kontuzji. Przeciążenie lub uraz, którego nie zarejestrowaliśmy, może spowodować, że organizm zmieni wzorzec ruchu i w efekcie zaczniemy na przykład intuicyjnie obciążać bardziej jedno kolano. W konsekwencji po jakimś czasie, narażone na większy wysiłek, zacznie boleć. By to naprawić, najczęściej trzeba popracować z rehabilitantem. Może się też okazać, że podczas uprawiania sportu zniszczyliśmy sobie chrząstkę stawową i należałoby na jakiś czas przestać uprawiać sport obciążający kolana (np. piłkę nożną czy narciarstwo), by dać im szansę na regenerację. Przy czym specjalista zastrzega, że takie struktury jak chrząstka stawowa regenerują się w bardzo ograniczonym zakresie.

Ból to sygnał, że po pierwsze na jakiś czas warto zrobić przerwę, żeby pozwolić zregenerować się tkankom.

W poważniejszych przypadkach (np. utrzymującego się bólu, opuchlizn) lepiej udać się po diagnozę do specjalisty. Leczeniem urazów narządu ruchu zajmuje się ortopeda, ale o pomoc można poprosić też fizjoterapeutę. Być może konieczne będą kolejne badania (USG, RTG, TK lub MR), ale o tym, które badanie warto wykonać, najlepiej aby zdecydował specjalista.

„Laik nie podejmie trafnej decyzji, kiedy wystarczy USG, a kiedy konieczne jest zrobienie tomografii czy rezonansu magnetycznego. USG często jest badaniem pierwszego rzutu – bardzo potrzebnym i wartościowym dla człowieka, który potrafi je wykonywać. Trochę jak stetoskop dla internisty. Ale na tej podstawie nie da się zdiagnozować wszystkiego. Fakt, że jest to badanie łatwo dostępne (aparat do USG stoi niemal w każdym gabinecie) i stosunkowo tanie sprawia, że to badanie bywa też nadużywane” – uważa dr Feluś.

Może się też okazać, że nasza anatomia nie predysponuje nas do uprawiania danej dyscypliny sportowej. Wybierając rodzaj sportu można też uwzględnić jej „urazowy potencjał”, ale często trudno to określić. Dyscypliny, w których urazy zdarzają się rzadziej, to na przykład jazda na rowerze, pływanie czy marszobiegi, a są takie, w których zdarza się to znacznie częściej – np. w grach zespołowych. Jak wynika ze wspomnianych wcześniej badań skandynawskich, większość urazów wystąpiła w piłce nożnej (38,9 proc.), następnie w koszykówce/siatkówce/piłce ręcznej (10,9 proc.) i hokeju (9,2 proc.).

Ale są też takie, gdzie jeden błąd może trwale zakończyć karierę sportową, a nawet… życie, jak na przykład wspinaczka wysokogórska.

Każdy sport ma swoją specyfikę i czym innym musi się martwić amator, który po pracy idzie pograć z kolegami w siatkówkę czy koszykówkę, o czym innym musi myśleć kolarz, który bierze udział w amatorskich wyścigach, a jeszcze o czym innym piłkarz, który grywa regularnie w piłkę nożną.

Jak uprawiać sport bezpiecznie?

Podstawą jest rozgrzewka. Wiele osób ją ignoruje nie doceniając jej znaczenia.

„Nie rozgrzany organizm jest słabiej ukrwiony, a nie ukrwiony jest dużo mniej elastyczny, a tym samym podatny na urazy. Warto więc zrobić chociaż 5-10 minut rozgrzewki, aby ciało zaadaptowało się do wysiłku, który za chwilę planujemy. Choć to truizm, naprawdę pozwala znacząco zmniejszyć ryzyko kontuzji” – mówi dr Feluś.

Pamiętajmy, że dla osób, które na co dzień siedzą za biurkiem i nagle podejmą decyzję, że zaczną się ruszać intensywny sport może okazać się niebezpieczny.

„Dobrze jest słuchać swojego organizmu. Jeżeli podczas uprawiania sportu czy tuż po jego zakończeniu pojawiają się pewne symptomy: ból, usztywnienia, ograniczenia w ruchu, nie warto odgrywać bohatera. Lepiej skorzystać z diagnostycznej pomocy specjalisty, żeby dowiedzieć się czy to problem, który będzie się pogłębiał, czy chwila przerwy wystarczy, by bezpiecznie powrócić do ćwiczeń” – sugeruje ortopeda.

Warto też wiedzieć, że zaniedbane czy zlekceważone urazy lubią odzywać się w przyszłości. Np. uraz więzadła krzyżowego przedniego (ACL – znajduje się w kolanie) znacząco zwiększa ryzyko długotrwałych następstw, takich jak wtórne uszkodzenia łąkotek, chrząstki stawowej, z wczesnym rozwojem choroby zwyrodnieniowej stawów.

Suplementy dla sportowców: czy to ma sens?

Miewa, ale specjalista zastrzega, że nie da się jednoznacznie powiedzieć, w jakich sytuacjach.

„Bo np. przyjmowanie asparginu, który ma spowodować, że zmniejszy się tendencja do patologicznego skurczu – owszem, ma sens. Ale już np. glukozamina mająca wzmacniać chrząstkę stawową opiera się głównie na obietnicy wiecznej młodości. Za jej sprawą chrząstka stawowa nie regeneruje się i jej przyjmowanie ma umiarkowany, a w wielu przypadkach wręcz zerowy efekt, co udowodniono klinicznie” – mówi ortopeda.

Inaczej ma się sprawa z zawodowymi sportowcami, którzy przy wsparciu suplementów, mogą poprawić wyniki o sekundę czy kilka centymetrów – w zależności od dyscypliny. Czy to jednak potrzebne amatorowi?

„Oczywiście rozsądne przyjmowanie suplementów nie szkodzi, można więc je zażywać, ale nie spodziewałbym się cudów, jeśli chodzi o poprawę wydolności. A już na pewno nie spodziewałbym się, że to zabezpieczy nas przed kontuzją, bo to jest raczej kwestia przygotowania organizmu do wysiłku fizycznego oraz nieprzesadzania z intensywnością, która przekracza możliwości naszego organizmu i naraża przyczepy mięśniowe i tkanki na nadmierną eksploatację” – podsumowuje specjalista.

Może więc chociaż dieta?

Inaczej ma się sprawa diety, której znaczenie w osiąganiu wyników sportowych docenia się w coraz większym stopniu. Choć dostępnych jest wiele strategii żywieniowych, zalecenia dietetyczne powinny być indywidualne dla każdego sportowca i jego dyscypliny i najlepiej, aby były opracowane przez wykwalifikowanego dietetyka.

Są jednak pewne ogólne zasady:

węglowodany powinny stanowić od 45 do 65 proc. diety sportowca, aby zaspokoić jego zapotrzebowanie na energię;

10 do 30 proc. stanowić powinny białka – są potrzebne do budowy mięśni i siły;

tłuszcz powinien stanowić 25-35 proc. – dzięki niemu możliwa jest m.in. izolacja oraz produkcja energii.

Spośród mikroelementów, wapń, witamina D i żelazo są niezbędne dla zdrowia kości. Wapń i żelazo zdrowy człowiek w wystarczającej ilości dostarczy sobie z odpowiednio skomponowanych posiłków. Witaminę D w razie jej niedoboru należy suplementować.

Sportowcy powinni też dążyć do utrzymania odpowiedniego poziomu nawodnienia oraz minimalizować utratę płynów podczas wysiłku fizycznego do nie więcej niż 2 proc. masy ciała.

„Jest wiele produktów spożywczych, które poprawiają wydolność, dlatego nawet amatorzy, szczególnie ci, którzy uprawiają sport z taką intensywnością, że to staje się stylem życia, powinni skorzystać z pomocy dietetyka i tą drogą dodatkowo wzmacniać swój organizm” – uważa dr Feluś.

Źródło informacji: Serwis Zdrowie 
 

Kontynuuj czytanie

Poradnik

ChatGPT nowa sztuczna inteligencja. Tego możesz nie wiedzieć

Opublikowano

dnia

Dodane przez

Aplikacja ChatGPT może z powodzeniem inspirować naukowców przy pisaniu artykułów. Jest też wsparciem w kwestiach koncepcyjnych i językowych – powiedział PAP Marcin Wilkowski z Centrum Kompetencji Cyfrowych UW.

Aplikację ChatGPT opracowała amerykańska firma OpenAI. Służy m.in. do tworzenia odpowiedzi na pytanie lub polecenia wprowadzane przez użytkownika. Potrafi też wykonać bardziej złożone zadania, na przykład napisać opowiadanie. Pierwszą wersję narzędzia udostępniono publicznie w listopadzie ub.r. Światowe media zwróciły uwagę na to, że ChatGPT ma duże możliwości i stał się popularny wśród użytkowników internetu. W ciągu pierwszych dni skorzystało z niego kilka milionów osób.

“ChatGPT można z powodzeniem używać jako wsparcie przy pisaniu tekstów literackich lub naukowych. Może stworzyć zarys, szkic tekstu i wskazać listę wątków, które należy poruszyć” – powiedział PAP Marcin Wilkowski z Centrum Kompetencji Cyfrowych Uniwersytetu Warszawskiego.

Zwrócił uwagę na to, że w porównaniu z innymi chatbotami, czyli programami prowadzącymi konwersację z użytkownikiem, na przykład w witrynach sklepów internetowych, ChatGPT tworzy wypowiedzi o bardzo dużym zakresie tematycznym. Przywołuje przy tym wiele szczegółów wzbogacających tekst.

Wilkowski podkreślił, że najnowszą wersję aplikacji wytrenowano na tekstach tworzonych przez człowieka – książkach, Wikipedii, zasobach internetowych i na konwersacjach między prawdziwymi osobami.

“ChatGPT działa pozornie w sposób kreatywny, na pewno jest bardzo elastyczny. Można mu na przykład zlecić tłumaczenie, napisanie tekstu w określonym stylu, wiersza lub piosenki, ale też kodu w wybranym języku programowania” – zwrócił uwagę Wilkowski.

Narzędzie mogą też z powodzeniem stosować naukowcy.

“Czat może nie tylko inspirować autorów tekstów naukowych, ale nawet stworzyć abstrakt takiego artykułu” – wskazał Wilkowski.

Przytoczył wyniki eksperymentu wykonanego przez naukowców z Northwestern University w Chicago (USA), którego wyniki opublikowano w repozytorium bioRxiv. Na potrzeby badania ChatGPT wygenerował abstrakty publikacji naukowych. Okazało się, że w co trzecim przypadku osoby ankietowane nie potrafiły odróżnić tekstu przygotowanego przez narzędzie od napisanego przez człowieka. Publikowane są też już eksperymentalne artykuły naukowe, w których wprost informuje się o wykorzystaniu tej aplikacji w konstrukcji i korekcie tekstu.

Wilkowski zwrócił uwagę, że ChatGPT jest dostępny za darmo. Aby z niego skorzystać, wystarczy się zalogować i zacząć zadawać pytania i komendy. Do tworzenia tekstów nie jest potrzebne korzystanie z języków programowania, co jest konieczne w przypadku wielu modeli języka naturalnego.

“Część badaczy już z nim eksperymentuje i zapewne na stałe umieści w swoim zestawie narzędzi, wśród których są m.in. translatory, wyszukiwarki tekstów naukowych czy programy zarządzające przypisami” – wskazał ekspert.

Wilkowski zaznaczył, że program ChatGPT nie jest wszystkowiedzący. Na przykład ma ograniczone informacje o zjawiskach i wydarzeniach po 2021 r. Może też tworzyć logiczne i gramatyczne odpowiedzi, które jednak okazują się błędne w szczegółach takich, jak daty, nazwiska czy tytuły książek.

“Mimo wielu barier może pomóc on w wypracowywaniu koncepcji artykułu naukowego, jego struktury czy abstraktu, a nawet w korekcie i redakcji artykułu w języku obcym” – wskazał Wilkowski

Ekspert powiedział, że współczesny system naukowy nakłada na badaczy konieczność nieustannego publikowania, bo na tej podstawie ocenia się ich pracę i zapewnia finansowania badań. ChatGPT może im w tym zadaniu pomóc, ale nie zawsze w sposób etyczny.

“Część naukowców publikuje w tzw. drapieżnych wydawnictwach, które tylko z nazwy są naukowe. Publikowane w nich prace nie podlegają recenzjom. Dlatego wykorzystanie ChatuGPT do szybkiego przygotowywania tekstów, nawet od podstaw, może mieć ostatecznie negatywne konsekwencje dla nauki” – zauważył ekspert.

Jednocześnie podkreślił, że niektóre organizacje naukowe czy redakcje czasopism informują już o niedopuszczaniu artykułów pisanych z wykorzystaniem ChatGPT. Zdaniem innych ekspertów ChatGPT będzie niebawem najczęściej cytowanym autorem wszechczasów.

Źródło informacji: Nauka w Polsce

Kontynuuj czytanie

Polecane