Connect with us

Poradnik

Oto jak budować dobry związek między kobietą a mężczyzną

Opublikowano

dnia

Jak budować dobry związek kobiety z mężczyzną?

Podstawą stworzenia dobrego związku jest… samoakceptacja. Poprzez kontakt z samym sobą stajemy się bogatsi wewnętrznie, a tym samym ciekawsi dla naszego partnera – zwraca uwagę psychoterapeuta Jakub Zając z Centrum Terapii Dialog.

Po czym można rozpoznać dobry związek?

Tyle ile związków, tyle może być wariantów dobrego związku. Ale na pewno mogę powiedzieć, że nie wyobrażam sobie dobrego związku bez pewnej dozy bliskości i intymności Kluczowe są też elementy przyjaźni i miłosnego uczucia. Dobry związek jest wtedy, gdy w świadomy sposób dbamy o niego, np. dobrymi rytuałami, planowaniem wspólnego czasu, gdy inicjujemy sytuacje, które budują bliskość, czułość, intymność, dobre wspomnienia, np. wyjścia do knajpy, wyjazdy, miłe wieczory.

Dlaczego niełatwo jest zbudować dobry związek?

Może dlatego, że aby stworzyć dobry związek trzeba lubić siebie samego. Gdyby poobserwować ludzi, którzy są razem szczęśliwi łatwo zauważyć, że każda z tych osób ma także dobrą relację z sobą samym. Trudno mi wyobrazić sobie, że można stworzyć dobry związek, gdy nie potrafimy się dogadać sami ze sobą. Problemy, które wnosimy do relacji wpływają na nią, dlatego warto pamiętać, że droga do dobrego związku prowadzi przez rozpoznanie swoich problemów i pracy nad sobą.

Ale czy to znaczy, że jeśli mam problemy ze sobą, to nie mam szansy na dobry związek?

Tak kategorycznie, bym tego nie ujął, ale coś w tym jest. Jeśli ktoś ma za sobą parę związków i w każdym kolejnym coś nie gra, to być może trzeba się trochę nad sobą zastanowić.

Co zatem można zrobić, by tworzyć lepszy związek?

Podstawą jest samoakceptacja. Bo jeśli będę mieć pozytywne zdanie o sobie, to nie będę potrzebować partnera, który by mi to potwierdzał. Oczywiście to miłe jeśli partner o tym mówi, ale jeśli ja tego od niego oczekuję. Jeśli jestem w związku po to, aby tego słuchać, jeśli obarczam partnera takim „obowiązkiem” to nie wpływa dobrze na relację. Nie chodzi bowiem o to, by partner był źródłem naszej samoakceptacji, partner może nam jedynie to potwierdzać.

Ważna jest też umiejętność zarządzania własnym stresem. W obecnych czasach, gdy pracujemy na pełnych obrotach, żyjemy w ciągłym w biegu, czynnikiem powodzenia w długofalowym związku jest to, jak radzimy sobie z sytuacjami stresowymi. Z pozoru wydaje się to nie mieć znaczenia dla tej sytuacji, jednak stres potrafi narobić wiele zamieszania. Przyniesiony z zewnątrz, niezarządzony, najczęściej rozładowywany jest na bliskich, a to musi odbić się na relacji.

Sporo stresu dostarcza nam pandemia. Jaki ma ona wpływ na związki?

Co tu dużo mówić, to trudny czas dla wszystkich. Mamy wiele stresów, żyjemy w poczuciu wielkiej niewiadomej. Wymóg izolacji sprawił, że spędzamy ze sobą w jednym domu, czasem w jednym pokoju 24 godziny na dobę, jesteśmy nasyceni tymi relacjami – a to nawet bardzo dobre związki może wystawić na solidną próbę.

Ale zdarza się też, że taki wspólny czas wpływa na niektóre pary pozytywnie, wręcz ożywczo – wreszcie mają więcej czasu dla siebie, częściej się widują, mają więcej okazji do różnego rodzaju zbliżeń, także do seksu. Tak może się zdarzyć szczególnie jeśli przed pandemią partnerzy nie mieli czasu dla siebie, dużo pracowali, mijali się, byli w częstych rozjazdach.

Jak w czasie pandemii chronić się przed wspomnianym wcześniej nasyceniem relacją?

Z grubsza w ten sam sposób jak wtedy, gdy nie ma pandemii. Ale akurat w tym czasie jeszcze ważniejsze wydaje się zadbanie o czas wyłącznie dla siebie samego. Chodzi o to, aby była równowaga – jeżeli jesteśmy bardzo dużo i intensywnie ze sobą, nabiera to szczególnego znaczenia. Gdy nie mamy w domu warunków do tego, aby pobyć samemu pomóc mogą spacery czy wyjście gdzieś osobno. To jednak nie powinny być przypadkowe chwile, warto je zaplanować i regularnie powtarzać, np. wtorkowe popołudnie jest tylko dla mnie i co by się nie działo nie zmieniam tego, bo jestem dla siebie ważny. Warto pamiętać, że przez kontakt z samym sobą stajemy się bogatsi, a tym samym ciekawsi dla naszego partnera.

Porozmawiajmy o kłótniach. W idealnych związkach nie powinny się zdarzać?

To nieprawda. Powiem więcej – byłoby zaskakująco gdyby ich nie było. Nawet w najlepszych związkach może bowiem nastąpić chwilowe „zmęczenie materiału”.

To absolutnie normalne. Właściwie bałbym się związku, w którym cały czas jest idealnie – to pachnie dla mnie wyparciem, niezauważaniem czegoś. Fakt, że bywamy sobą zmęczeni jest zupełnie naturalny – pytanie co z tym robimy. Jest fantastyczna książka „Żyć w rodzinie i przetrwać”, w której słynny psychoterapeuta Robin Skynner i nie mniej słynny komik John Cleese prowadzą rozmowę o tym, jak życie w rodzinie wpływa na nas, na nasze relacje i sposób postrzegania świata. Okazuje się, że w dobrych związkach partnerzy prowadzą cały czas rodzaj obserwacji siebie w akcji i dyskutują o tym co widzą.

To pokazuje, że związek jest tematem do rozmowy, należy więc jak najwięcej rozmawiać.

Ale pamiętajmy też, że bliskość i intymność są trochę chaotyczne, nie da się ich zaplanować. Dlatego udoskonalanie w nieskończoność, ciągłe wyjaśnianie wszystkiego, rozkładanie na atomy każdej sprzeczki, niekończące „rozkminianie” problemów, może być meczące dla drugiej strony i może oznaczać problemy w bliskości z tą drugą osobą.Czy naprawdę istnieje coś takiego jak syndrom „siódmego roku”?

Więcej badań jest nawet na temat syndromu czwartego roku. I faktycznie o ile statystyka nic nie mówi o pojedynczym człowieku tylko o masach ludzkich, to jednak coś jest na rzeczy. Następuje taki moment w związku, kiedy dochodzi do naturalnego przesycenie sobą, do spadku zainteresowania partnerem. To nieuniknione. Oczywiście nie musi to być od razu kryzys, który nas łamie, z którym nie wiemy jak sobie poradzić. Jednak kryzys jest wielką szansą dla związku.

Jak to rozumieć?

Każdy kryzys nas wzbogaca, czegoś nas uczy. Dobrym sposobem przekonania się o tym jest terapia par. Nie jest to żaden wstyd – wiele dobrych związków ma za sobą takie doświadczenie. Terapię par z jednej strony należy potraktować jako następstwo kryzysu – warto wybrać się na nią, gdy nie radzimy sobie sami z problemami. Ale to może też być świetna okazja, żeby przyśpieszyć rozwój związku – pod warunkiem jednak, że naprawdę chcemy być razem. W przeciwnym razie terapia się nie uda.

Są osoby, które uważają, że długotrwałe związki są dla ludzi nienaturalne. Zgadza się Pan z taką teorią?

Jest całkiem pokaźna grupa ludzi, która wchodzi w serie 4-letnich związków. Cztery lata to uśredniony czas, kiedy kończy się pierwsza namiętność, ale jeszcze nie wykształca się w pełni intymność. Zmieniając partnera w takim momencie możemy mieć wszystko od nowa – fascynację, uczucie świeżości, namiętność. Jednak mimo wszystko dużo tracimy. Broniłbym długofalowych związków, bo one dostarczają nam jednak unikatowych doznań, rozwoju siebie, którego nie zapewnią nam krótkotrwałe związki. Ale nie podąłbym się ocenić czy lepszy jest jeden 50-letni związek niż trzy 15-letnie.

Sporo mówi się o tym, że kiedyś to naprawiało się związki, a teraz wymienia się partnera i jest po problemie…

Faktycznie produktowo-transakcyjny model związku to trochę znak naszych czasów. Taki mamy też model współczesnego życia i to przekłada się na relacje międzyludzkie. Jednak warto zauważyć, że kiedyś często dogadywanie się odbywało się wielkim kosztem własnych potrzeb. Oczywiście kiedy remedium na pierwszy kryzys jest myśl o zmianie partnera, to coś jest nie tak. Natomiast kulturę szybszych rozwodów mimo wszystko oceniam jako lepszą niż tę, w której za nic w świecie się nie rozstaniemy i latami trwamy w złych związkach. Przez mój gabinet przewija się wystarczająca liczba pacjentów skrzywdzonych dziwnymi układami rodziców. Zresztą – mamy jedno życie, więc czy jest sens marnować je w związku który nie jest satysfakcjonujący? Więcej szans nie będzie.

Wiele par jest ze sobą ze względu na dzieci. To słuszne czy nie?

Jest wiele opinii na ten temat. Osobiście uważam, że argument bycia ze sobą dla dzieci jest chybiony. W gabinecie często słyszę: jestem wkurzona na rodziców, że się nie rozstali, a ja latami musiałam patrzeć na rozkład ich związku. Gdyby się rozstali miałabym przejrzystą sytuację i emocjonalne wzorce, a to, że żyli ze sobą pod jednym dachem czując do siebie niechęć było strasznie ciężkie.

Dlatego uważam raczej, że ze względu na dzieci warto jest się dobrze rozstać. Dzieci muszą wiedzieć, że dalej mają oboje rodziców, na których mogą liczyć, a tylko poszli różnymi drogami. Oczywiście zawsze to będzie dla nich bolesne, jednak pytanie co jest większym dramatem: cywilizowane rozstanie rodziców, czy patrzenie jak rodzice się zwalczają, słuchanie ich kłótni, patrzenie na chłodną obojętność, czy lepiej mieć rodziców osobno, ale wiedzieć, że się szanują. Dodatkowo dzieci przejmują nieświadomie takie wzorce i praktykują w swoich późniejszych związkach. Dla mnie to kluczowy argument.

Czy możliwe jest stworzenie związku na odległość?

Długofalowo jest to bardzo trudne, bo jednak związek wymaga bliskości, także takiej terytorialnej bliskości ciała i nie mam na myśli tylko seksu, ale przytulania się, bycia blisko. Na dłuższą metę jest to ważne. Natomiast są związki, które przez kilka, kilkanaście miesięcy są rozdzielone i dają radę. Jest sporo badań, które pokazują, że bez „obrazu” jest trudno wzbudzić pewne pokłady empatii i współodczuwania, dlatego jeśli para musi się na jakiś czas rozstać warto zadbać o to, aby widywać się chociaż na zoomie czy innej platformie, sporo jest teraz możliwości. Warto dbać chociażby o takie kontakty, ale także próbować raz na jakiś czas zorganizować spotkanie „na żywo”, nawet gdzieś w połowie drogi. Generalnie przyjąłbym jednak takie myślenie, że to jest stan podwyższonego zagrożenia. Prawdopodobieństwo zbudowania trwałego, wieloletniego, szczęśliwego związku na odległość jest statystycznie małe. Odległość jest po prostu niebezpieczna dla związku. Choć oczywiście, jeśli czujemy się z tą osobą dobrze, warto spróbować.

A co z wiązaniem się z młodszym partnerem? Czy można zbudować dobry związek z dużą różnicą wieku?

W tym przypadku odpowiedź brzmi: tak, jest to możliwe. Jest to pewna trudność, ale nie mam poczucia, że taki związek z góry jest zagrożony.

Są pewne kwestie, które mogą okazać się problematyczne, jak na przykład to że po latach jeden z partnerów wciąż będzie w sile wieku, a drugi będzie już w wieku podeszłym. Jednak w dzisiejszych czasach 15 lat różnicy nie stanowi problemu. Zdecydowana różnica wieku, np. 30 lat, może okazać się kłopotliwa, ale jeśli jest miłość i czułość to czemu nie.

W ostatnich miesiącach, trudnych także dla osób samotnych, szczególnym zainteresowaniem cieszyła się aplikacja Tinder. Jak ocenia Pan taki sposób zawierania znajomości?

Budzi ona moje wątpliwości, choć być może jako psychoterapeuta mam nieco skrzywioną perspektywę – moja ocena bazuje na rozmowach z pacjentami, z których większość miała raczej trudne doświadczenia z nią związane. Ale zachowałbym jakiś rozsądek, wydaje się, że są sytuacje, w których Tinder może pomóc. Pytanie kto korzysta z tej aplikacji, bo jeśli ktoś, kto nie czuje się dobrze w swojej skórze i szuka za wszelką cenę partnera, który miałby być lekiem na jego kłopoty, to jest szansa, że taką osobę spotka tam wiele rozczarowań.

Jakub Zając, psychoterapeuta

Swoje doświadczenie zdobywał m.in. w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Przeszedł m.in. staż Gestalt w Instytucie Terapii Gestalt oraz szkolenie zawodowe w Instytucie Integralnej Psychoterapii Gestalt, oraz szkolenie Master Persons Analysis. Wspiera również firmy jako konsultant i trener oraz prowadzi roczną grupę rozwojową dla liderów w Akademii Psychologii Przywództwa Szkoły Biznesu Politechniki Warszawskiej. Specjalizuje się w psychoterapii indywidualnej osób dorosłych, w tym szczególnie w obszarach: trudności w relacjach/braku satysfakcjonujących relacji; trudności w obszarze zawodowym związanych z pełnieniem funkcji liderskich, zaburzeń lękowych; zaburzeń nastroju i trudności w obszarze emocji; zaburzeń osobowości oraz wsparcia w rozwijaniu osobowości; zaburzeń z poziomu egzystencjalnego np. lęk przed śmiercią/odczucie pustki/braku sensu życia.

Źródło informacji: Serwis Zdrowie

Zdjęcie główne: Getty Images

Kontynuuj czytanie
Reklama
1 Komentarz

1 Komentarz

  1. Emily Jones

    6 marca 2024 at 15:38

    Hi there,

    We run a YouTube growth service, which increases your number of subscribers both safely and practically.

    – We guarantee to gain you 700+ subscribers per month.
    – People subscribe because they are interested in your channel/videos, increasing likes, comments and interaction.
    – All actions are made manually by our team. We do not use any ‘bots’.

    The price is just $60 (USD) per month, and we can start immediately.

    If you have any questions, let me know, and we can discuss further.

    Kind Regards,
    Emily

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poradnik

Jak poznać, że sport zamiast pomagać, szkodzi

Opublikowano

dnia

Dodane przez

W miejsce popularnego „sport to zdrowie” ortopedzi na podstawie swoich doświadczeń w gabinetach ukuli inne powiedzenie, które sprawdza im się w gabinetach: „przez sport do kalectwa”. Rozwojowi rozmaitych urazów służą szkodliwe mity, jak choćby ten, że podczas ćwiczeń powinno boleć. Dowiedz się więcej.

Sport uprawiany wyczynowo bardzo często polega na eksploatowaniu organizmu do granic jego możliwości, a często wręcz poza jego możliwości. I nawet jeśli w trakcie sportowych aktywności uda się uniknąć poważniejszej kontuzji, to często w późniejszym okresie, już po zakończeniu kariery sportowcowi zdarzają sytuacje, które prowadzą do mniejszego bądź większego upośledzenia funkcji ruchu.

Wiele lat temu w JAMA opisane zostały przez naukowców pod kierunkiem UM Kujala rezultaty aż 21-letniej obserwacji ponad 2 tysięcy sportowców fińskich reprezentacji oraz grupy kontrolnej spoza wyczynowego sportu. Zbadane zostały m.in. wskaźniki opieki szpitalnej po zakończeniu kariery zawodowej. Okazało się, że ryzyko hospitalizacji z powodu zaburzeń układu mięśniowo-szkieletowego było wyższe niż w grupie kontrolnej dobranej wiekowo. Najprawdopodobniej można to w pewnym stopniu wytłumaczyć zwiększonym ryzykiem choroby zwyrodnieniowej stawów wśród byłych elitarnych sportowców, co wykazano w badaniach szwedzkich piłkarzy.

Inne powszechnie występujące urazy, takie jak zmiany przeciążeniowe zapalne ścięgien czy urazy mięśni mogą negatywnie wpłynąć, a w krańcowych przypadkach zakończyć karierę, chociaż z reguły nie prowadzą do niepełnosprawności po zakończeniu kariery zawodowej.

„Sport wyczynowy najczęściej rozpoczynamy uprawiać bardzo wcześnie, mając 4-6 lat i trenujemy co najmniej do trzydziestki. Jeśli robimy na wysokim poziomie, to nawet jeżeli organizm jest zaadaptowany do wysiłku, codziennie doprowadzamy go do granicy możliwości” – tłumaczy ortopeda dr Jarosław Feluś.

Ale nie trzeba uprawiać sportu wyczynowo, by nadmiernie eksploatować organizm. Badania skandynawskie przeprowadzone w latach 90-tych na obszarze zamieszkałym przez ponad 41 000 osób dowodzą, że urazy sportowe stanowiły 10 do 19 proc. wszystkich ostrych urazów obserwowanych na izbie przyjęć.

Jak poznać, że sport przestaje być dla nas zdrowy?

„Aktywność sportowa nie powinna boleć. A gdy jesteśmy >>nierozćwiczeni<< tak się dzieje. W niezaadaptowanym do wysiłku organizmie przeciążone mięśnie pracują na metabolizmie beztlenowym, który dużo bardziej obniża pH organizmu, czyli zakwasza go – skutki tego odczuwamy najczęściej następnego dnia, fundując sobie znane wszystkim zakwasy” – tłumaczy specjalista.

Zakwasy zaś nie są dobre. Boleć mogą nie tylko mięśnie – jeśli nadmiernie je obciążamy bolą także przyczepy mięśniowe, torebki stawowe, stawy, które także należy wdrażać stopniowo do wysiłku – w przeciwnym razie nie będą odpowiednio elastyczne, nawodnione i ukrwione.

Nie tylko zakwasy

Jeśli jesteśmy wytrenowani, aktywność fizyczna nie powinna boleć. Jeśli tak się dzieje, to znaczy, że mogło dojść do przeciążenia. I wcale nie chodzi o pojedyncze zdarzenie na jednym treningu, a coś o wiele bardziej podstępnego.

„To niekoniecznie zdarzenie, które jesteśmy w stanie zdefiniować, może być to uraz, który wynika z powtarzających się mikrourazów sumarycznie przekraczających możliwości adaptacyjne organizmu. Bo na przykład ćwiczeń było za dużo, tworzy się stan zapalny, zaczyna nas boleć przyczep mięśnia, który naraziliśmy na nadmierny wysiłek i dochodzi do mikrouszkodzeń, które podczas kolejnych treningów się pogłębiają. Ból w trakcie treningu lub po nim zawsze powinien być dla nas sygnałem ostrzegawczym” – mówi ortopeda.

Najgorsze jest to, że można… nie zauważyć tego, iż doszło do kontuzji. Przeciążenie lub uraz, którego nie zarejestrowaliśmy, może spowodować, że organizm zmieni wzorzec ruchu i w efekcie zaczniemy na przykład intuicyjnie obciążać bardziej jedno kolano. W konsekwencji po jakimś czasie, narażone na większy wysiłek, zacznie boleć. By to naprawić, najczęściej trzeba popracować z rehabilitantem. Może się też okazać, że podczas uprawiania sportu zniszczyliśmy sobie chrząstkę stawową i należałoby na jakiś czas przestać uprawiać sport obciążający kolana (np. piłkę nożną czy narciarstwo), by dać im szansę na regenerację. Przy czym specjalista zastrzega, że takie struktury jak chrząstka stawowa regenerują się w bardzo ograniczonym zakresie.

Ból to sygnał, że po pierwsze na jakiś czas warto zrobić przerwę, żeby pozwolić zregenerować się tkankom.

W poważniejszych przypadkach (np. utrzymującego się bólu, opuchlizn) lepiej udać się po diagnozę do specjalisty. Leczeniem urazów narządu ruchu zajmuje się ortopeda, ale o pomoc można poprosić też fizjoterapeutę. Być może konieczne będą kolejne badania (USG, RTG, TK lub MR), ale o tym, które badanie warto wykonać, najlepiej aby zdecydował specjalista.

„Laik nie podejmie trafnej decyzji, kiedy wystarczy USG, a kiedy konieczne jest zrobienie tomografii czy rezonansu magnetycznego. USG często jest badaniem pierwszego rzutu – bardzo potrzebnym i wartościowym dla człowieka, który potrafi je wykonywać. Trochę jak stetoskop dla internisty. Ale na tej podstawie nie da się zdiagnozować wszystkiego. Fakt, że jest to badanie łatwo dostępne (aparat do USG stoi niemal w każdym gabinecie) i stosunkowo tanie sprawia, że to badanie bywa też nadużywane” – uważa dr Feluś.

Może się też okazać, że nasza anatomia nie predysponuje nas do uprawiania danej dyscypliny sportowej. Wybierając rodzaj sportu można też uwzględnić jej „urazowy potencjał”, ale często trudno to określić. Dyscypliny, w których urazy zdarzają się rzadziej, to na przykład jazda na rowerze, pływanie czy marszobiegi, a są takie, w których zdarza się to znacznie częściej – np. w grach zespołowych. Jak wynika ze wspomnianych wcześniej badań skandynawskich, większość urazów wystąpiła w piłce nożnej (38,9 proc.), następnie w koszykówce/siatkówce/piłce ręcznej (10,9 proc.) i hokeju (9,2 proc.).

Ale są też takie, gdzie jeden błąd może trwale zakończyć karierę sportową, a nawet… życie, jak na przykład wspinaczka wysokogórska.

Każdy sport ma swoją specyfikę i czym innym musi się martwić amator, który po pracy idzie pograć z kolegami w siatkówkę czy koszykówkę, o czym innym musi myśleć kolarz, który bierze udział w amatorskich wyścigach, a jeszcze o czym innym piłkarz, który grywa regularnie w piłkę nożną.

Jak uprawiać sport bezpiecznie?

Podstawą jest rozgrzewka. Wiele osób ją ignoruje nie doceniając jej znaczenia.

„Nie rozgrzany organizm jest słabiej ukrwiony, a nie ukrwiony jest dużo mniej elastyczny, a tym samym podatny na urazy. Warto więc zrobić chociaż 5-10 minut rozgrzewki, aby ciało zaadaptowało się do wysiłku, który za chwilę planujemy. Choć to truizm, naprawdę pozwala znacząco zmniejszyć ryzyko kontuzji” – mówi dr Feluś.

Pamiętajmy, że dla osób, które na co dzień siedzą za biurkiem i nagle podejmą decyzję, że zaczną się ruszać intensywny sport może okazać się niebezpieczny.

„Dobrze jest słuchać swojego organizmu. Jeżeli podczas uprawiania sportu czy tuż po jego zakończeniu pojawiają się pewne symptomy: ból, usztywnienia, ograniczenia w ruchu, nie warto odgrywać bohatera. Lepiej skorzystać z diagnostycznej pomocy specjalisty, żeby dowiedzieć się czy to problem, który będzie się pogłębiał, czy chwila przerwy wystarczy, by bezpiecznie powrócić do ćwiczeń” – sugeruje ortopeda.

Warto też wiedzieć, że zaniedbane czy zlekceważone urazy lubią odzywać się w przyszłości. Np. uraz więzadła krzyżowego przedniego (ACL – znajduje się w kolanie) znacząco zwiększa ryzyko długotrwałych następstw, takich jak wtórne uszkodzenia łąkotek, chrząstki stawowej, z wczesnym rozwojem choroby zwyrodnieniowej stawów.

Suplementy dla sportowców: czy to ma sens?

Miewa, ale specjalista zastrzega, że nie da się jednoznacznie powiedzieć, w jakich sytuacjach.

„Bo np. przyjmowanie asparginu, który ma spowodować, że zmniejszy się tendencja do patologicznego skurczu – owszem, ma sens. Ale już np. glukozamina mająca wzmacniać chrząstkę stawową opiera się głównie na obietnicy wiecznej młodości. Za jej sprawą chrząstka stawowa nie regeneruje się i jej przyjmowanie ma umiarkowany, a w wielu przypadkach wręcz zerowy efekt, co udowodniono klinicznie” – mówi ortopeda.

Inaczej ma się sprawa z zawodowymi sportowcami, którzy przy wsparciu suplementów, mogą poprawić wyniki o sekundę czy kilka centymetrów – w zależności od dyscypliny. Czy to jednak potrzebne amatorowi?

„Oczywiście rozsądne przyjmowanie suplementów nie szkodzi, można więc je zażywać, ale nie spodziewałbym się cudów, jeśli chodzi o poprawę wydolności. A już na pewno nie spodziewałbym się, że to zabezpieczy nas przed kontuzją, bo to jest raczej kwestia przygotowania organizmu do wysiłku fizycznego oraz nieprzesadzania z intensywnością, która przekracza możliwości naszego organizmu i naraża przyczepy mięśniowe i tkanki na nadmierną eksploatację” – podsumowuje specjalista.

Może więc chociaż dieta?

Inaczej ma się sprawa diety, której znaczenie w osiąganiu wyników sportowych docenia się w coraz większym stopniu. Choć dostępnych jest wiele strategii żywieniowych, zalecenia dietetyczne powinny być indywidualne dla każdego sportowca i jego dyscypliny i najlepiej, aby były opracowane przez wykwalifikowanego dietetyka.

Są jednak pewne ogólne zasady:

węglowodany powinny stanowić od 45 do 65 proc. diety sportowca, aby zaspokoić jego zapotrzebowanie na energię;

10 do 30 proc. stanowić powinny białka – są potrzebne do budowy mięśni i siły;

tłuszcz powinien stanowić 25-35 proc. – dzięki niemu możliwa jest m.in. izolacja oraz produkcja energii.

Spośród mikroelementów, wapń, witamina D i żelazo są niezbędne dla zdrowia kości. Wapń i żelazo zdrowy człowiek w wystarczającej ilości dostarczy sobie z odpowiednio skomponowanych posiłków. Witaminę D w razie jej niedoboru należy suplementować.

Sportowcy powinni też dążyć do utrzymania odpowiedniego poziomu nawodnienia oraz minimalizować utratę płynów podczas wysiłku fizycznego do nie więcej niż 2 proc. masy ciała.

„Jest wiele produktów spożywczych, które poprawiają wydolność, dlatego nawet amatorzy, szczególnie ci, którzy uprawiają sport z taką intensywnością, że to staje się stylem życia, powinni skorzystać z pomocy dietetyka i tą drogą dodatkowo wzmacniać swój organizm” – uważa dr Feluś.

Źródło informacji: Serwis Zdrowie 
 

Kontynuuj czytanie

Poradnik

ChatGPT nowa sztuczna inteligencja. Tego możesz nie wiedzieć

Opublikowano

dnia

Dodane przez

Aplikacja ChatGPT może z powodzeniem inspirować naukowców przy pisaniu artykułów. Jest też wsparciem w kwestiach koncepcyjnych i językowych – powiedział PAP Marcin Wilkowski z Centrum Kompetencji Cyfrowych UW.

Aplikację ChatGPT opracowała amerykańska firma OpenAI. Służy m.in. do tworzenia odpowiedzi na pytanie lub polecenia wprowadzane przez użytkownika. Potrafi też wykonać bardziej złożone zadania, na przykład napisać opowiadanie. Pierwszą wersję narzędzia udostępniono publicznie w listopadzie ub.r. Światowe media zwróciły uwagę na to, że ChatGPT ma duże możliwości i stał się popularny wśród użytkowników internetu. W ciągu pierwszych dni skorzystało z niego kilka milionów osób.

“ChatGPT można z powodzeniem używać jako wsparcie przy pisaniu tekstów literackich lub naukowych. Może stworzyć zarys, szkic tekstu i wskazać listę wątków, które należy poruszyć” – powiedział PAP Marcin Wilkowski z Centrum Kompetencji Cyfrowych Uniwersytetu Warszawskiego.

Zwrócił uwagę na to, że w porównaniu z innymi chatbotami, czyli programami prowadzącymi konwersację z użytkownikiem, na przykład w witrynach sklepów internetowych, ChatGPT tworzy wypowiedzi o bardzo dużym zakresie tematycznym. Przywołuje przy tym wiele szczegółów wzbogacających tekst.

Wilkowski podkreślił, że najnowszą wersję aplikacji wytrenowano na tekstach tworzonych przez człowieka – książkach, Wikipedii, zasobach internetowych i na konwersacjach między prawdziwymi osobami.

“ChatGPT działa pozornie w sposób kreatywny, na pewno jest bardzo elastyczny. Można mu na przykład zlecić tłumaczenie, napisanie tekstu w określonym stylu, wiersza lub piosenki, ale też kodu w wybranym języku programowania” – zwrócił uwagę Wilkowski.

Narzędzie mogą też z powodzeniem stosować naukowcy.

“Czat może nie tylko inspirować autorów tekstów naukowych, ale nawet stworzyć abstrakt takiego artykułu” – wskazał Wilkowski.

Przytoczył wyniki eksperymentu wykonanego przez naukowców z Northwestern University w Chicago (USA), którego wyniki opublikowano w repozytorium bioRxiv. Na potrzeby badania ChatGPT wygenerował abstrakty publikacji naukowych. Okazało się, że w co trzecim przypadku osoby ankietowane nie potrafiły odróżnić tekstu przygotowanego przez narzędzie od napisanego przez człowieka. Publikowane są też już eksperymentalne artykuły naukowe, w których wprost informuje się o wykorzystaniu tej aplikacji w konstrukcji i korekcie tekstu.

Wilkowski zwrócił uwagę, że ChatGPT jest dostępny za darmo. Aby z niego skorzystać, wystarczy się zalogować i zacząć zadawać pytania i komendy. Do tworzenia tekstów nie jest potrzebne korzystanie z języków programowania, co jest konieczne w przypadku wielu modeli języka naturalnego.

“Część badaczy już z nim eksperymentuje i zapewne na stałe umieści w swoim zestawie narzędzi, wśród których są m.in. translatory, wyszukiwarki tekstów naukowych czy programy zarządzające przypisami” – wskazał ekspert.

Wilkowski zaznaczył, że program ChatGPT nie jest wszystkowiedzący. Na przykład ma ograniczone informacje o zjawiskach i wydarzeniach po 2021 r. Może też tworzyć logiczne i gramatyczne odpowiedzi, które jednak okazują się błędne w szczegółach takich, jak daty, nazwiska czy tytuły książek.

“Mimo wielu barier może pomóc on w wypracowywaniu koncepcji artykułu naukowego, jego struktury czy abstraktu, a nawet w korekcie i redakcji artykułu w języku obcym” – wskazał Wilkowski

Ekspert powiedział, że współczesny system naukowy nakłada na badaczy konieczność nieustannego publikowania, bo na tej podstawie ocenia się ich pracę i zapewnia finansowania badań. ChatGPT może im w tym zadaniu pomóc, ale nie zawsze w sposób etyczny.

“Część naukowców publikuje w tzw. drapieżnych wydawnictwach, które tylko z nazwy są naukowe. Publikowane w nich prace nie podlegają recenzjom. Dlatego wykorzystanie ChatuGPT do szybkiego przygotowywania tekstów, nawet od podstaw, może mieć ostatecznie negatywne konsekwencje dla nauki” – zauważył ekspert.

Jednocześnie podkreślił, że niektóre organizacje naukowe czy redakcje czasopism informują już o niedopuszczaniu artykułów pisanych z wykorzystaniem ChatGPT. Zdaniem innych ekspertów ChatGPT będzie niebawem najczęściej cytowanym autorem wszechczasów.

Źródło informacji: Nauka w Polsce

Kontynuuj czytanie

Polecane